Złoto – fizycznie i metafizycznie
Złoto – rzadki kruszec, który z irracjonalną mocą pobudza ludzką wyobraźnię i pożądliwość od czasów ahistorycznych. Choć od tej chwili dzielą nas tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy lat, to z relatywną łatwością możemy wyobrazić sobie zachwyt i hipnotyczny trans pierwszego człowieka, który wpatrywał się w błyszczący samorodek znaleziony gdzieś w rzecznym osadzie lub bryle budowlanego kamienia. Świat mógł się od tego czasu zmienić, ale złoto po swojemu pozostało takie samo i nie przestaje kusić.
Produkcją drobiazgowej złotej biżuterii trudzili się już starożytni Egipcjanie 3000 lat p.n.e.. Pierwsze złote monety, tzw. lwy lidijskie, bito w Lidii za rządów króla Midasa ok. 600 lat p.n.e.. Już w starożytnym Rzymie, gdzie z pomocą wielokilometrowych akweduktów wydobywano jak na te czasy kolosalne ilości aluwialnego złota, zdarzały się pierwsze udokumentowane przypadki psucia pieniądza przez dodawanie do niego nadmiernych ilości innych metali, np. miedzi i srebra. Niektórzy badacze dopatrują się w owym ekonomicznym zepsuciu źródeł upadku imperium rzymskiego, które doświadczyło pierwszej w dziejach hiperinflacji – swoją drogą do złudzenia przypominającej niejedną sytuację znaną nam z dnia dzisiejszego, kiedy banki centralne masowo dodrukowują pieniądze bez realnej wartości i pokrycia w drogocennym kruszcu. Igrzyska co chwila nowe,
z chlebem bywa różnie, a barbarzyńcy nie śpią. O zgrozo…
Złoto funkcjonowało jako najbardziej rozpowszechniony środek płatniczy właściwie do połowy XX wieku. Wtedy załamanie ekonomii spowodowane obiema wojnami światowymi i konieczność restrukturyzacji globalnego rynku przekonało społeczność międzynarodową do odejścia od parytetu złota na korzyść amerykańskiego dolara. Kulminacją tego procesu stał się dekret R. Nixona z 1971 roku, na mocy którego USA wystąpiły z porozumienia w Bretton Woods i zrezygnowały ze sztywnego powiązania wartości dolara ze złotem. Od tej chwili wszystkie pieniądze, jakimi się na co dzień posługujemy stały się walutą umowną czyli fiducjarną, której rychły zmierzch wieszczą niektórzy ekonomiści.
Samorodek złota, źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki
O tym, jak z maestrią dłubać w błyszczącym metalu i wydobywać z niego formy urzekające najwytrawniejszych estetów, nie zamierzamy się rozpisywać. Czytelnicy wiedzą to doskonale. Skąd jednak wzięło się złoto na Ziemi? Dlaczego właściwie jest złote i jakie znaczenie przypisywano mu na przestrzeni wieków, poza wartościową lokatą kapitału? Złoty pociąg rusza, zapraszamy do lektury.
Kosmiczny rodowód złota
Złoto jest pierwiastkiem o liczbie atomowej 79, czyli jednym z najcięższych naturalnie występujących elementów. Pierwotnie we wszechświecie istniał jedynie wodór i hel, podczas gdy cięższe pierwiastki do żelaza włącznie powstawały i powstają we wnętrzu bardzo masywnych gwiazd na drodze syntezy termojądrowej. W warunkach ekstremalnego ciśnienia i temperatury panujących we wnętrzu gwiezdnych olbrzymów i nadolbrzymów jądra lekkich pierwiastków łączą się ze sobą, tworząc węgiel, krzem, tlen, wapń, potas i inne pierwiastki, aż synteza dojdzie do żelaza i niklu. Na tym etapie proces przestaje być wydajny energetycznie. Odśrodkowa energia spalania nie jest już w stanie zrównoważyć dośrodkowo działającej grawitacji i gwiazda zapada się w sobie.
Wyobraźmy sobie kosmicznego giganta o masie tysięcy słońc i średnicy tak wielkiej, że pochłonąłby cały nasz układ słoneczny. A teraz pomyślmy o tym, że taki kolos kurczy się w przeciągu dosłownie kilku sekund, a cały materiał tworzący powłoki gwiazdy spada z niewyobrażalną siłą na gęste i gorące jądro doprowadzając do jednego z najbardziej energetycznych wybuchów, jakie zna nasz kosmos – supernowej II typu. Eksplozja jest tak potężna, że jasnością przyćmiewa całą macierzystą galaktykę z miliardami innych gwiazd, a strumienie wysokoenergetycznego promieniowania gamma uwalniane na jej biegunach przemierzają kosmos niszcząc wszystko na swojej drodze.
Sztaby złote, autor: Andrzej Barabasz źródło: https://en.wikipedia.org/wiki
W czasie trwającym dosłownie ułamek sekundy przed samą eksplozją lekkie pierwiastki bombardowane są we wnętrzu umierającej gwiazdy neutronami, tworząc większość cięższych od żelaza elementów. Te rozpraszane są dzięki sile wybuchu w przestrzeni międzygwiezdnej i bum – mamy ludzkość, telewizję kablową i większość materiałów potrzebnych do produkcji smartfona.
Czy w ten sam sposób powstaje również złoto i platyna? Do niedawna naukowcy utrzymywali zgodnie, że tak. Okazuje się jednak, że prawda na temat początków naszych obrączek i kolczyków może być jeszcze bardziej interesująca. Pozostałością po wybuchu supernowej typu II jest zwykle czarna dziura albo gwiazda neutronowa. Czarna dziura jaka jest, każdy widzi. (A jeśli nie widzi, zapraszamy do Detroit.) Gwiazda neutronowa to natomiast obiekt wymagający odrobinę więcej wyjaśnienia. W dużym uproszczeniu jest to skondensowane jądro pozostałe po wybuchu masywnej gwiazdy. Przy średnicy ok. 10-15 km oraz masie wahającej się od jednej do kilku mas Słońca otrzymujemy tak wielką gęstość materii, że jej łyżeczka ważyłaby na ziemi ok. 6 miliardów ton.
Kiedy dwie gwiazdy neutronowe orbitują wokół siebie w układzie podwójnym, to prędzej czy później dojdzie do ich zderzenia. Przy tak wielkich gęstościach znane nam prawa fizyki zaczynają płatać figle – gwiazdy neutronowe krążąc wokół siebie z szybkością zbliżającą się do prędkości światła emitują przewidziane przez Einsteina fale grawitacyjne, rozdzierające nie tyle materię, co samą czasoprzestrzeń. Kiedy już się zderzają, energia tego spotkania jest tak wielka, że dochodzi do powstania najcięższych z naturalnie występujących pierwiastków, w tym właśnie złota i platyny. Szacuje się, że w zaobserwowanym w 2013 roku zderzeniu w konstelacji Lwa powstała ilość złota odpowiadająca 20 masom Ziemi i co najmniej dwa razy tyle platyny. Całkiem sporo błyskotek. Kierownik zespołu badawczego sparafrazował słynne powiedzenie Carla Sagana – „Jesteśmy gwiezdnym pyłem, ale nasza biżuteria to wybuchowy gwiezdny pył.” Kiedy następnym razem spojrzycie na swoje ozdoby pomyślcie, że aby mogły powstać, trzeba było miliardów lat i wybuchowego romansu dwóch umierających gwiazd.
Skąd złoto na Ziemi?
Rozproszone w przestrzeni kosmicznej ciężkie pierwiastki umożliwiają powstawanie skalistych planet takich jak nasza Ziemia. Kiedy jednak protoplanetarny pył skondensował się do postaci wirującej wokół słońca kuli, Ziemia była jeszcze tak gorąca, że wszystkie ciężkie pierwiastki ze złotem na czele spłynęły do jej wnętrza. Jądro naszej planety składa się głównie z żelaza, jednak geologowie spekulują, że jego najwewnętrzniejszą część stanowi czyste złoto.
Skąd zatem złoto bliżej powierzchni, tam gdzie możemy je wydobywać? Najprawdopodobniej dostało się tu z meteorytami podczas późnego Wielkiego Bombardowania, ok. 3,9 mld lat temu. Skorupa ziemska była już dość stała, by uniemożliwić cięższym pierwiastkom przenikanie do jądra. Jeszcze tylko kilka miliardów lat erozji i voila, mamy złote żyły w skałach osadowych. Dlaczego złoto jest złote?
Symbol chemiczny złota to Au od łacińskiego aurum. Wielu wywodzi źródłosłów z postacią Aurory, bogini brzasku, sprowadzającej na świat jasność i blask. Bardzo to wszystko na miejscu, jednak dlaczego w przeciwieństwie do większości metali złoto nie ma barwy srebrzystej lub białawej? Po raz kolejny odpowiedzi udziela fizyka, tym razem w mikroskali.
Kolor postrzeganego przedmiotu zależy od tego, jakie światło pochłania, a jakie odbija w kierunku naszych oczu. Kiedy cząstka światła spotyka atom, elektrony przyjmują jej energię i „wyskakują” na wyższe orbity. Wracając na swoją źródłową pozycję elektron emituje światło o niższej energii. W przypadku większości metali proces ten skutkuje pochłanianiem światła ultrafioletowego, w efekcie czego odbijają one większość widzialnego światła.
Kopalnia złota w Nevadzie,
autor: Patrick Huber źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki
A złoto rzecz jasna uskutecznia kwantowe fanaberie. Nie wdając się w detale – efekty relatywistyczne obserwowane w świecie subatomowym powodują, że przerwa, jaką muszą pokonać elektrony z jednej orbity na drugą, jest dużo mniejsza niż w przypadku pozostałych metali. Jakby tego było mało elektrony w atomach złota nie zachowują się grzecznie, ale tworzą coś na kształt elektronowej plazmy, która reaguje jak jedna niby-cząstka. W konsekwencji złoto pochłania mniej energetyczne światło – nie tylko ultrafiolet, ale także widzialne światło niebieskie i fioletowe, odbijając przy tym tak urzekające odcienie żółci
i czerwieni.
Kamień filozofów
Przez tysiąclecia złoto bywało czymś więcej niż tylko pieniądzem czy wyznacznikiem statusu. To jasne, że na drogocenne kolie, kolczyki, sygnety i bransolety stać było tylko najbogatszych. Złoto poza tą reprezentatywną funkcją cieszyło się jednak uznaniem także z innych przyczyn. W wielu kulturach, od staroegipskiej poczynając a na naszej kończąc, uznawane było za metal słoneczny i dziedziczyło większość symbolicznych atrybutów przypisywanych bóstwom solarnym. Miało oznaczać czystość, prawość, odwagę, współczucie i wspaniałomyślność, ale także siłę oraz władzę nad śmiercią i odrodzeniem. Jeszcze do niedawna wszystkie monstrancje i kielichy mszalne używane w Eucharystii musiały być obowiązkowo pozłacane (od wewnątrz!), natomiast obecność złota w miejscach pochówku i kultu to ostatnie, co zdziwiłoby antropologa.
Z podań wiemy, że europejscy alchemicy usiłowali dokonać transmutacji innych mniej szlachetnych metali w złoto przy użyciu mitycznej substancji zwanej kamieniem filozoficznym. Carl Gustaw Jung proponuje ciekawą interpretację tego dążenia, które w swoim dosłownym ujęciu powinno być dla czytelnika zrozumiałe. Według Junga w warsztacie alchemika nie chodziło o przemianę faktycznych substancji, ale reprezentowanych przez nie postaw i stanów psychicznych.
Niższe metale miały symbolizować infantylne i egocentryczne impulsy towarzyszące człowiekowi dopiero rozwijającemu się, podczas gdy złoto reprezentuje Jaźń czyli psychiczną pełnię. Proces alchemicznej transmutacji zachodzi nie w świecie zewnętrznym, ale we wnętrzu człowieka oczyszczającego swą psyche na drodze naturalnej ścieżki rozwoju, którą Jung nazwał indywiduacją. Warto dodać, że podobnie jak wielu mistyków i alchemików słynny psychoanalityk uważał taki rozwój i transformację własnego „ja” za najistotniejszy cel życia człowieka oraz jego obowiązek wobec siebie i bliskich, jeśli nie reszty świata.
Jeśli pomyśleć o tym, do jakich okrucieństw i niegodziwości posuwaliśmy się w pogoni za złotym kruszcem, to wspomniana metafora złota jako człowieczeństwa w zenicie nabiera gorzkiego posmaku.
Pozostaje sobie życzyć, by we współczesnym, nieprzychylnym alchemii świecie symbolika ta wróciła do łask. Patrząc na swoją obrączkę zdecydowanie wolę dumać o kolidujących gdzieś w kosmosie gwiazdach i postulacie aspirowania do większej dojrzałości niż o tym, ile fiducjarnego pieniądza musiałem za nią zapłacić i kim mnie to czyni w oczach innych konsumentów. Czego bez zbytniej nachalności życzę również i Państwu.
Złoto występuje w różnych próbach, a jeśli chciałbyś dowiedzieć się więcej – przeczytaj ten artykuł o próbach złota.
Piotr Skawiński