Projektuje biżuterię od ponad 30 lat, stale doskonaląc się w tej niełatwej sztuce i wyprzedzając innych o co najmniej kilka kroków. Kilka lat temu zaskoczył wyrafinowanymi projektami biżuterii w 3d. Nadszedł czas na kolejne zaskoczenie…
Anna Sado: Dlaczego zostałeś projektantem?
Tomasz Ogrodowski: Ha, dobre pytanie! Myślę, że wybór zawodu jest zdeterminowany w dużym stopniu pewnymi upodobaniami. Ja od dziecka lubiłem coś tworzyć, najlepiej coś nowego, coś czego jeszcze nie było. A czasem tylko po to, by sprawdzić, jak to coś działa i czy można to zrobić inaczej, lepiej, może prościej. Kolejna determinanta to rodzice: mój ojciec pracował w obecnej ASP w Łodzi, a jako plastyk otrzymywał różne zlecenia, począwszy od konserwacji obrazów, poprzez projekty logotypów, makiet, rekwizytów do filmów, po projekty tkanin i innych różnych dziwnych dla dziecka rzeczy. To on zaproponował mi pracę w ASP jako instruktora i pomocnika w Pracowni Projektowania Biżuterii – to było tą przysłowiową kropką nad „i”. Wciągnęło mnie to bardziej niż konstruowanie urządzeń elektronicznych i tak tkwię w tym już 30 lat.
Szukając tych „innych, lepszych, prostszych” rozwiązań, sięgnąłeś po technologię 3D – chyba jako pierwszy projektant w Polsce?
Tak to już jest, że każdy projektant projektuje pod swoje możliwości warsztatowe. W pewnym momencie byłem mocno zdeterminowany w poszukiwaniu rozwiązań, które pozwolą mi przełamać własne ograniczenia. Ponieważ sam projektowałem mogłem już na etapie projektu myśleć o niekonwencjonalnych materiałach czy rozwiązaniach technologicznych. I, jak się okazało, dobrze przemyślany projekt bardzo ułatwiał realizację. Już w połowie lat 90. pomagałem sobie prostym programem 3d na komputerze Amiga. Jedyna korzyść polegała wtedy na tym, że projekt można było zobaczyć na ekranie: było to prostsze i pewniejsze niż pracowite rysowanie go w kilku rzutach – dla mnie biżuteria od zawsze była trójwymiarowa. Potem był lepszy program na lepszym komputerze, ale ciągle było to tylko „oglądanie”, nic poza tym. I kiedy osiem lat temu pojawiła się w Polsce pierwsza drukarka 3d, zaczął się nowy etap. I to był chyba ten przełomowy moment, w którym stałem się „prawdziwym projektantem”. Czyli kimś, kto robi projekty, a inni je realizują.
Właściwie nie były to już projekty, tylko wirtualne prototypy. Bo projekt to rysunek, a model 3d to wirtualny przedmiot, który staje się prawdziwym po wydrukowaniu. Identyczny jak model. To było COŚ, ale cały czas jeszcze nie to, o czym marzyłem jako projektant biżuterii. Ponieważ te projekty były realizowane
z metali szlachetnych, a waga wyrobu – która determinuje przecież jego cenę – okazała się poważnym ograniczeniem dla rozmiarów, a co za tym idzie, również mojej swobody twórczej. Rozwiązaniem – i spełnieniem moich marzeń – okazały się drukarki drukujące z poliamidu czy ABS-u. Plastik pozwolił mi w pełni rozwinąć skrzydła – teraz nie ogranicza mnie już ani wielkość, ani waga tego, co sobie wymyślę.
Wracając do pierwszego pytania: zostałem projektantem, bo tworzenie jest dość wciągającym zajęciem, fascynuje mnie oglądanie tego, co stworzyłem. A jeszcze bardziej, kiedy widzę, że to jest dobre. Czego chcieć więcej…?
Potrafisz obiektywnie ocenić własne projekty?
Oczywiście. To kwestia dystansu do siebie. Trzeba umieć oceniać własną pracę, bo bez tego nie ma rozwoju. Dziwi Cię to? Prawdopodobnie dlatego, że krytyczne podejście do własnej pracy nie jest zbyt powszechną umiejętnością, nie tylko wśród projektantów. Oczywiście ważna jest dla mnie również ocena klienta, nawet jeśli wielokroć jest diametralnie inna od mojej.
To znaczy. że im się nie podoba?
Albo podoba to, co ja uznałem za takie sobie. To działa też w drugą stronę: praca, która wzbudziła mój zachwyt, bo była naprawdę dobra, spotkała się z chłodnym przyjęciem klienta. Taka różnorodność odbioru ma swoje dobre strony: np. wyzwala od stresu, bo mogę w zasadzie robić wszystko.
Biżuteria to zaledwie część Twoich projektów.
Mam potrzebę sprawdzania swoich sił na różnych, innych niż biżuteria, polach zawodu projektanta. Przecież każdy projekt to bryła, która musi mieć dobrą kompozycję i właściwe proporcje. Nieważne, czy ma powstać pierścionek czy filiżanka – podstawowe zasady są identyczne. Ważny jest również fakt, że otwarcie na inne dziedziny projektowania to nie tylko większe możliwości, ale i lepsza umiejętność dostosowania się do praw rynku. Zwłaszcza że ten jubilerski staje się w Polsce coraz bardziej dziwny i niezrozumiały. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że firmy jubilerskie tylko z nazwy pozostały jubilerskimi, ponieważ od dawna już nie sprzedają biżuterii ze szlachetnych kamieni i materiałów, tylko tanią konfekcję. Ja jednak będę się upierał, że przyszłość biżuterii jest nierozerwalnie związana z jej wartością: to piękny przedmiot, a jednocześnie także lokata kapitału.
To wymagający sektor i wymagający klient. Czy masz do zaproponowania coś, czego dotychczas nie zaproponował nikt inny?
Czyżbym wyczuwał nutkę prowokacji…? (śmiech) Dzisiaj wszyscy oczekują od projektantów zaskoczenia, oczekują czegoś, czego jeszcze nie widzieli. Zaskoczyć nie jest trudno – nie było chyba materiału, który nie zostałby dotychczas użyty. Tylko co z tego? Ile z tego można przełożyć na wartość trwałą? Nie chcę zaskakiwać dla samego efektu zaskoczenia, tylko raczej różnorodnością projektów biżuterii. Tym bardziej, że pomimo ogromnej łatwości wprowadzania nowych wzorów, w przemyśle jubilerskim panuje ogromna stagnacja w proponowanym asortymencie – większość wielkich firm proponuje dosłownie kilka tych samych modeli od lat. W biżuterii – którą ja nazywam naturalną, dla wyróżnienia jej spośród mnogości odmian występujących na rynku – pewne reguły zastosowania określonych materiałów, kamieni i kruszców nie ulegną nigdy zmianie, co bynajmniej nie oznacza, że dzisiejsza biżuteria z diamentami ma być taka sama jak sto lat temu. Mimo że jest ciągle z tych samych materiałów, dziś jest inna, za jakiś czas znowu się zmieni – bo wszystko dookoła się zmienia. Ja mam do zaproponowania inne spojrzenie, inną formę czy kompozycję moich projektów. I ta inność jest właśnie tym, czym zaskakuję i, mam nadzieję, będę jeszcze zaskakiwał. Zapewne zaskoczeniem dla niektórych będą też moje projekty w dziedzinie biżuterii modowej. Zainteresowałem się również tą dziedziną na fali mody drukowania wszystkiego, co wpadnie w rękę na drukarkach 3d. Drukowanie z tworzyw sztucznych daje niespotykaną do tej pory łatwość produkcji: tworzywa są tanie i lekkie. I na tym polu też będę mógł zaproponować coś, czego nie proponował nikt inny.
Powodzenia, bo to chyba niełatwe poletko do uprawiania, zwłaszcza jak nie schlebia się niskim gustom i nie hołduje niskiej jakości. Ciekawe jest to, że w Polsce istnieją znani projektanci mody, ale w dziedzinie biżuterii ze świecą szukać takich o rozpoznawalnych nazwiskach i naprawdę dobrych warsztatowo.
Tak, rzeczywiście projektanci mody mają lepiej. Ale bardzo łatwo to wytłumaczyć, bo to kwestia nakładów finansowych. Przygotowanie kolekcji ubrań i zrobienie pokazu kosztuje zdecydowanie mniej i w związku z tym jest łatwiejsze. Będzie o tyle trudniej, że obecnie panuje trend na niechęć wobec luksusowej biżuterii. Nawet nie samego luksusu, bo drogie samochody, rezydencje czy jachty mieć wypada. Ale biżuteria jest niemile widziana. No, może jakieś drobiazgi na oskarowej gali. Ale to już nie ta klasa co kiedyś, że projektant biżuterii ma na tej płaszczyźnie dużo wspólnego z architektem: realizacja projektu wymaga inwestora.
Masz inwestora? Kiedyś pracowałeś dla jednej z dużych firm, jak jest dziś?
Pracuję głównie dla siebie, dla własnej przyjemności i satysfakcji. Ale jak każdy twórca i ja chcę, by moje dzieła żyły i były podziwiane, więc nie mogą pozostać jedynie na twardym dysku mojego komputera. Pracuję dla każdego, kto chce mojej pracy i kto potrafi ją docenić. Projekty powstają na indywidualne zamówienie – z powodów, o których powyżej. Czasem spotykam się nawet z oburzeniem, że moich realizacji nie można dotknąć, przymierzyć, albo – co już mnie rozbraja zupełnie – wypożyczyć z showroomu.. No nie można, bo to naprawdę dużo kosztuje. I tu architekci mają lepiej, bo ich realizacje są gotowe, dostępne
i czasem nawet można zobaczyć
je od środka.
W styczniu 2014 r. projekty Tomasza Ogrodowskiego – jako jedynego projektanta z Polski – były prezentowane na wystawie around the future: 3d printing for the future, która towarzyszyła targom Vicenzaoro Winter w Vicenzy. Na przykładzie prac 32 wybranych projektantów z Włoch, USA, Izraela, Tajwanu, Holandii, Anglii i Japonii pokazano zaawansowanie technologii druku 3d w projektowaniu biżuterii. Wystawa cieszyła się na tyle dużym zainteresowaniem, że organizatorzy – Fiera di Vicenza i Politechnika w Mediolanie – zdecydowały
o pokazaniu jej w Mediolanie.